Storm po prostu nie zdaje sobie sprawy ile można za takie "obywatelskie zachowanie" wybulić, gdy Cię złapią. I na nic się nie zdadzą nawet najlepsze tłumaczenia, że się chciało dobrze. ZDM bezlitośnie naliczy opłatę za usuwanie mazów z jezdni tak jak by naliczył za zwyczajne grafiti na filarze mostu. A koszty takiego usuwania farby z jezdni idą w setki złotych.
Pismo przynajmniej jest legalne. I dalej lepsze rezultaty, bo zamiast oznaczać problem się likwiduje.
I nie, naprawa zwykle nie trwa 15 minut. Zwykle jezdnia nie zapada się bez powodu, a dlatego, że coś jest nie tak pod nią. Zwykle jest to przeciekający wodociąg lub kanalizacja, która wypłukała podbudowę jezdni. To wymaga zerwania nawierzchni (nierzadko na dużej powierzchni, nie zawsze wodociąg pęka tuż przy miejscu, w którym jezdnia się zapada), kopania nierzadko na kilka metrów wgłąb i kilkadziesiąt metrów na boki, znalezienia dziury w rurze, naprawy wodociągu, później zasypania dziury z odpowiednim ubiciem każdej warstwy (a przy rurze 2m pod ziemią tych warstw jest sporo), ułożeniem nowej podbudowy, a dopiero na końcu można lać asfalt.
Parę już takich spraw zgłaszałem. Na Jagiellońskiej zamykali pas na dobry tydzień, gdy zgłosiłem zapadniętą studzienkę. I to trzy razy na tydzień, bo czegoś tam dokładnie nie ubili i trzeba było 3x zgłaszać ponownie, że znowu się zapada po naprawie. Ktoś mnie tam w wodociągach musiał wtedy znienawidzić za to ponowne zgłaszanie
Nie ważne, kolejne studzienki (zostało ich jeszcze z 10 na mojej trasie) i tak im będę zgłaszał, gdy mi tylko zaczną przeszkadzać, albo gdy mnie czymś wkurzą wodociągowcy