Z pewną obawą zaczynam wątek. Od razu mówię: nie jeżdżę po ścieżkach, bo za dużo tam szkła zabójczego dla opon szosówki. Aha, wiem też, że piesi często po ścieżce chodzą, co jest wnerwiające. Ale rzecz dotyczy trasy wzdłuż Wisły, gdzie na długich odcinkach piesi i rowerzyści są zmuszeni do współkorzystania.
No i relacja mojego ojca (też zresztą jeździ na rowerze). Dwa razy wybrał się tam na spacer ze swoją kobietą. I stwierdził, że więcej nie pójdzie, bo: 1) rowerzyści mijają pieszych w pełnym pędzie, często robiąc to z fantazją w najbliższej odległości, tj. prawie się o pieszego ocierając; 2) przekroczenie ścieżki po wyznaczonym przejściu jest niewykonalne, gdy jedzie dłuższy rząd rowerzystów - nikt nie przepuści.
Konkluzja ojca była gorzka. Rowerzyści, na codzień doświadczający od samochodziarzy ich przewagi siłowej, którą tamci chętnie demonstrują, gdy znajdą się na swoim terenie, zachowują się często dokładnie tak samo wobec pieszych.
A mnie się zrobiło bardzo łyso, bo często rozmawiałem z ojcem, jak się zachowują wobec rowerzystów kierowcy, zresztą sporo jeździmy razem na rowerach.
Nie chcę na żaden temat polemizować. Po prostu wkurza mnie, że przez iluś tam (pewnie mniejszość) agresywnych rowerzystów cierpi cała branża, o czym łatwo się przekonać, czytając inne fora. Nikt nie pisze o tych, którzy zachowują się na trasach prawidłowo i uprzejmie, widać tylko tych, którzy (rzadziej) na ulicach wykonują nieprzewidywalne manewry i (częściej) pokazują pieszym, że są od nich silniejsi