Od pewnego czasu, coraz częściej obserwuję pewne zjawisko.
Otóż: walczymy o bezpieczne drogi dla rowerów po to
by z nich NIE korzystać.
Otóż to nie do końca tak - walczymy o bezpieczne i WYGODNE drogi dla rowerów (dokładnie to tych kryteriów CROW jest 5 i każde jest równie ważne). Jak coś biegnie po schodach, po kostce, naokoło, po słupach i latarniach, to nie jest ani bezpieczne, ani wygodne.
Poza tym fakt, że ktoś jedzie źle, to jeszcze nie powód dla kierowcy by cokolwiek egzekwować zderzakiem. Bo to jest następowanie na czyjeś życie i zdrowie! To tak samo jak byśmy strzelali do ludzi, co przechodzą przez ulicę w miejscu niedozwolonym, albo podpalali nieprawidłowo parkujące auta.
Bezpieczna jazda rowerem po mieście nigdy nie oznacza jazdy w 100% zgodnej z przepisami. To nie egzamin na prawo jazdy. Jak przetniesz linię ciągłą nic złego się nie stanie.
Kierowcy wręcz mówią, że "ciągła to nie murek", albo że "farba stanowi przeszkodę tylko gdy jest w dużych beczkach"
A tak bardziej na serio - jak byśmy zaczęli jeździć zgodnie z prawem to by się dopiero lament kierowców zaczął. Jeden rowerzysta na Poniatowskim na lewym pasie (bo tak jest tam legalnie) i korek za nim, także na buspasie, bo legalnie nie wolno go wyprzedzić ani z lewej, ani z prawej, gdyż nie ma przepisowej odległości. Albo na Modlińskiej - z Jagiellońską wjeżdża się w nią tak, że ląduje się na 3 pasie - mogę jechać do końca ciągłej linii nim i czasem to robię jak mnie który kierowca danego dnia wkurzy, ale lepiej dla wszystkich jest jednak zjechać na prawo przez tą ciągłą. Kolejny temat - skręcanie w lewo. Można normalnie, przebijając się przez wszystkie pasy w lewo i siejąc na nich zamęt wśród kierowców. A można i nielegalnie, na dwa, bez robienia problemu. I tak dalej i tak dalej.