od początku roku zrobiłem prawie 6 tys. kilometrów i gumę złapałem może z 10 czy 15 razy. I jakoś nie płaczę. Mam łatki, zapasową dętkę oraz pompkę i umiem z nich korzystać.
Jedna guma średnio na każde 400-600km i nie płaczesz? Przecież w szczycie sezonu to jedna, a nawet dwie gumy na tydzień. Horror. Dramat. I komedia. Naraz.
Ja bym już dawno wywalił takie opony, albo wręcz rytualnie spalił na stosie odwalając przy tym taniec deszczu ;-) Do tego zmieniłbym opaski, zużył rolkę taśmy izolacyjnej na lepsze zabezpieczenie obręczy, a dętki zamienił na takie o 2 rozmiary większe.
Rower ważyłby od tego 500g więcej, które oszczędziłbym ze sporą nawiązką na nie wożeniu narzędzi, pompki, łatek, dętek i całego tego szpeju.
Ostatniego flaka złapałem jakieś 10000km temu, w bodajże grudniu 2008 roku, a dziura była tak mała, że spokojnie dojechałem z nią z Górczewskiej na Nowowiejską a potem do ZM. Poprzednią też mniej więcej 10-15 tys km wcześniej złapałem(w 2005 roku, w Stalowej Woli). I uważam, że tak powinno być, albo nawet rzadziej.