Rozwiązania w artykule fajne, ale nie na naszą, polską mentalność - gdzie trzeba być wszędzie pierwszym, a innych uczestników ruchu traktuje się jak wrogów..
Trochę za późno, żeby przejść na taki "system" w którym można sobie pozwolić na nie stawianie świateł czy kilku ostrzeżeń, że akurat w tym miejscu pieszy ma pierwszeństwo.
Zanim kierowcy bo do tego przywykli to połowę narodu można byłoby już tylko zeskrobywać z powierzchni jezdni
Rzecz w tym, że tu nikt do niczego nie musi "przywykać". To jest w tych rozwiązaniach najlepsze.
W przypadku zamieniania światła czerwonego na migające żółte - dla kierowców nic się nei zmienia. Nadal mają obowiązek się zatrzymać na czerwonym, a gdy nie ma czerwonego, mogą jechać.
Gdy nie ma zielonego dla pieszego, ten wchodzi na własna odpowiedzialność. Ma uważać tak samo jak gdyby nie było świateł w ogóle. Różnica jest taka, że jak się boi, może włączyć sobie zielone. A jak się nie boi i akurat nic nie jedzie, nie musi czekać bo akurat jest czerwone.
Tam, gdzie w ogóle nie ma świateł w Holandii z reguły jest uspokojenie ruchu. Azyle, progi, wyniesienia. Nie da się fizycznie pojechać za szybko. Znowu - jako kierowca nie musisz się przyzwyczajać do niczego. Droga Cię przyzwyczai, a właściwie to zmusi. A jak się uprzesz olać to wszystko, to będziesz co przejście wymieniał elementy zawieszenia, miskę olejową, czy co tam akurat w aucie masz najbliżej ziemi.
Tam, gdzie są przejścia przez tory tramwajowe, czy metra bez zielonego światła też nikt nie musi się przyzwyczajać. Gdy jedzie tramwaj/metro - jest czerwone tak jak na normalnym skrzyżowaniu. Różnica jest tylko taka, że gdy tramwaj nie jedzie nigdy nie będziesz stał jak głupi, bo jest czerwone. Do "nie stania" przyzwyczajać się chyba nie trzeba będzie ;-)
Tam, gdzie jest na torach tabliczka zamiast świateł, jest tak samo jak np na rondzie Starzyńskiego, czy w wielu innych miejscach, gdzie świateł nie ma przez tory. Żadna to innowacja i przyzwyczajania się nie wymaga.
To po prostu inne podejście - u nas się stosuje zasieki i światła, by koniecznie pieszego od wszystkiego odgradzać, choć nikt nie udowodnił, że to cokolwiek daje. A tam pieszy może łazić jak chce, jak mu wygodniej, ALE na własną odpowiedzialność (czyli tak samo jak u nas, gdy nie ma świateł).