Mówić, że nie przyjmuje się mandatu.
Taaa, łatwo powiedzieć, a ile razy sam tak zrobiłeś?
Trochę tego było. O dziwo ani razu nie skończyłem z tego powodu w sądzie, ani z wyrokiem nakazowym. Zwykle policjanci się wycofywali, coś bełkotali o jakimś pouczeniu i się w spokoju rozstawaliśmy - może dlatego, że zawsze w takiej sytuacji jestem spokojny, grzeczny, nie obrażam, nie wyzywam, nie wywyższam się, nie walę sarkazmem, nie popędzam, nie walę tradycyjnym "przestępcami byście się zajęli", po prostu obstaje przy swoim punkcie widzenia, ale trzymając się merytoryki i przepisów PoRD (który nierzadko mam ze sobą lub na szybko googluję co mi potrzeba).
Trudno mi policzyć, czy takich sytuacji, gdzie się nie zgodziłem z policjantem i powiedziałem, że nie przyjm e mandatu, miałem więcej niż 30, czy mniej - nie notuję. Ale to będzie liczba gdzieś w tych okolicach, bo parę lat się już poruszam po drogach.
Raz tylko było tak, że po kilku miesiącach przyszło mi pismo o "umorzeniu z powodu niewykrycia sprawcy". Sytuacja o tyle zabawna, że to była stłuczka (samochodami), nikt nie zwiał, było 3 świadków, dane wszystkich uczestników zostały spisane, policja obejrzała miejsce zdarzenia - generalnie mieli wszystko, tylko nie wiedzieli komu uwierzyć, więc nie uwierzyli nikomu :-)
A czemu pytasz?