Czajnik prosił, żebym skrobnęła kilka słów, a ponieważ nie chciałam pisać posta pod postem, robię to dopiero teraz
W przejeździe świeczkowym brałam udział pierwszy raz w życiu, choć w roku 2011 zjawiłam się na chwilę pod Krybarem (byłam wtedy na bezrowerzu po wypadku, dlatego nie mogłam pojechać) i później, bodajże w roku 2013, już na rowerze odprowadziłam uczestników do skrzyżowania Tamki z Wybrzeżem Kościuszkowskim.
Najpierw pojechałam na rondo Dmowskiego i... przekonałam się, dlaczego zbiórka była zarządzona na 16.30
O 16.50 było tam już tyle narodu, że za Chiny wołowe, jak to mawia mama mojej koleżanki, nie było szans się dostać na tarczę ronda. Potem śmignęłam pod Krybar, gdzie po paru minutach zaczęli się zjeżdżać rowerzyści - i ruszyliśmy. Idea przejazdu jest wspaniała, miłe, że to już 8 lat i z każdym rokiem rowerzystów przybywa. Odwiedziliśmy różne miejsca pamięci związane z Powstaniem, na Powiślu, Mokotowie i Woli - tam musiałam się urwać, bo przede mną były kolejne punkty programu dnia. Cieszę się, że mogłam wziąć udział w tym przedsięwzięciu, poznać nowe mordki, pokręcić się rowerem po mieście - no to do następnego razu!
PS Zrobiłam parę fotek komórką, postaram się je zgrać wieczorem i wrzucić.