Jeżeli jeździsz na nartach - jedziesz w góry, a tam zawsze jest pełno.
A i właśnie nie koniecznie jedziesz w góry. Można pojechac np. na Suwalszczyznę, czy Mazury - też są wyciągi narciarskie, też sa trasy, a tłumów i korków nie widziałem.
Można też pojechać w taką część gór, gdzie turystów jest mniej. Góry to nie tylko Zakopane i nawet nie tylko Polska
Jak dzieci mają ferie - jedziesz w ferie. Wyznacznikiem terminu są właśnie dzieci.
Jak dzieci są w wieku przedszkolnym, wcale niekoniecznie. W wieku szkolnym też da się zakombinować, by pojechać w innym terminie.
Poza tym zwykle nie trzeba od razu "nie jechać w ferie", wystarczy nie jechać wtedy, gdy jadą wszyscy - np. jeden dodatkowy dzień dłużej, zostanie do poniedziałku w kurorcie nie zabije szkolnych obecności dziecku a gwarantuję, że w poniedziałek o 12:00 korków na drodze tam nie będzie, bo wszyscy wyjadą w niedzielę i najpóźniej na poniedziałek rano dotrą do domów
Tak samo przed długim weekendem bierzesz dzień wolny i ruszasz w czwartek - na drogach luz. Choć czasem wystarczy nawet róznica kilku godzin.
Tak samo z wyjazdem do kurortu - wystarczy pojechać w ciut innym terminie niż wszyscy. Akurat ten temat przerabiam co roku po kilka razy jeżdżąc do rodziny na Suwalszczyznę w wakacje, długie weekendy i święta - w "godzinach powrotów" można w Augustowie utknąć na 2 godziny w korku, a pod Warszawą na drugie tyle. Wystarczy zamiast o 16-17, wyjechać z Augustowa o 22:00 i jedzie się totalnie pustą drogą, zamiast 7-8h w aucie spędza się bezstresowo 4h.
Jedziesz tymi drogami, które są i św. przepustowość jest jaka jest.
Albo i jedziesz innymi. W większości przypadków da się. Są nieliczne miejsca (np. Hel), gdzie prowadzi tylko jedna, jedyna droga. Ale zwykle nie oznacza to jedynej możliwości dojazdu. Zamiast stać 2h w korku na wojewódzkiej na Hel, można sobie na luzaku pojechać do Gdańska, Gdyni, czy Sopotu, zostawić tam auto, a na Hel popłynąć tramwajem wodnym. Więcej o kilkadziesiąt czy kilkaset metrów noszenia bagaży, owszem, ale za to kilka godzin mniej stania w korku.
Sorry, że przykłady są mazursko-pomorskie, a nie górskie, ale ja po prostu słabo znam polskie góry i nie jeżdżę na nartach. A zwłaszcza omijam Zakopane. Byłem tam ostatnio w 1993 roku i nie planuję wracać. Właśnie dlatego, że dojazd jech beznadziejny, ceny wszystkiego wysokie, wszędzie jacyś naganiacze i cwaniaczki, a sama miejscowość jest zatłoczona i brzydka.
Gdybym zaczął jeździć na nartach (bo nie jeżdżę), to prędzej pojadę gdzieś np. w Bieszczady, na Suwalszczyznę, czy inne mniej oczywiste miejsce - ładnie, pusto, taniej, bez wielkiego Gołębiewskiego rozpieprzającego krajobraz i naganiaczy na każdym kroku. I bez korków.