Wezmy pod uwage weekendowych rowerzystów, dla których sezon to Maj-Wrzesień...
Dlaczego akurat weekendowych? Oni akurat zwykle trzymają się od ulic z daleka i jeżdżą tylko w dzień, po lesie. Może stwarzają zagrożenie, ale akurat nie brakiem oświetlenia i najczęściej jednak nie kierowcom.
5 miesięcy = 20 weekendów, 50km w weekend = 1000km i masz lampke na 2 sezony jeżeli ze starości baterie nie padną
Ale jak weźmiesz gościa, co używa sobie Wigry 3, na dojazdy do szkoły lub pracy, czyli takiego klasycznego nieoświetlonego, co jeździ faktycznie po jezdni i może być problemem jego niewidoczność, to wyjdzie Ci, że pacjent trzaska po 3-5 tys km w sezonie. I wtedy informacje, że baterie starczają na sezon (rozumiany jako 1000-2000km) możesz sobie w buty wsadzić.
Aby nie gadać abstrakcyjnie, weźmy przykład z życia. W tym roku sezon z powodu choroby zacząłem bardzo późno, w końcówce marca. Jeżdżę dość mało, bo w pracy muszę być może 2 x w tygodniu (reszta dni to praca w domu, siedzę na d4 a rower łapie kurz). Mam niecałe 3000km zrobione, czyli wcale nie tak wiele (tyle samo robiłem 10 lat temu jako dzieciak jeżdżący wyłącznie wokoło bloku). A baterie (a właściwie akumulatorki, Sanyo Eneloop, nie jakieś noname) wymieniłem w migaczu z przodu już chyba trzeci raz w tym roku. Choć wcale nie włączam lampek w dzień i bez potrzeby.
Wiem, że tutaj wszyscy (prawie) mają inne standardy dla 'sezon' i 'przebieg roczny', ale tak jak napisano wcześniej, nawet jeżeli 1 osoba kupi lampki i je włączy, ergo przestanie być batmanem, na którego narzekamy, to ten artykuł zrobił coś dobrego
Być może właśnie zabrakło prostej informacji dla kogo jest artykuł? Dla jednych (batmanów) jest on bardzo przydatny i potrzebny - tu pełna zgoda. Ale gdybym ja zaczął się stosować do rad w nim zawartych, to akurat efekt byłby odwrotny od zamierzonego - autor zrobiłby ze mnie nieoświetlonego batmana, wyposażonego w lampki, tylko takie nie świecące.
PS migającą lampkę, jakąkolwiek da sie łatwiej zobaczyć w lusterku samochodu niż brak lampki, wtedy większość rowerzystów zlewa się z tłem niestety, najlepiej widać to w bocznych jak jadą między pasami w korku... (to tak z perspektywy kierowcy samochodu)...
Wiem, banał, ale by zobaczyć rowerzystę, trzeba go wypatrywać na drodze. Znaczna część kierowców aut zwyczajnie tego nie robi i stąd problem. Stąd też fenomen potrącania rowerzystów (nierzadko wzorowo oświetlonych i w kamizelkach) w dzień, przy idealnej pogodzie (co stanowi większość zdarzeń).
Po drugie,
jak kierowca mówi, że nie widzi, wcale nie musi oznaczać, że nie widział. Co ma niby innego powiedzieć policjantowi kierowca przyłapany na wymuszeniu pierwszeństwa, albo po stłuczce: "Panie władzo, miałem gościa w dupie i chciałem wyprzedzić po tym samym pasie!" czy "Gówno mnie obchodzi, że jechał jakiś rower i miał pierwszeństwo. Ja jadę! Uważam, że jestem Panem na drodze i nie będę zwalniał przed byle pieszym czy cyklistą." Tego się spodziewasz? Szczerości?
Jasne, że każdy jeden głupek będzie się tłumaczył, że nie widział. Bo będzie miał nadzieję, na wyłganie się od kary, albo chociaż jej mniejszy wymiar. Będzie miał nadzieje, że "zrobi policje w jajo", czym później będzie się chwalił przed ziomami, jak wygraną w totolotku. Abo to raz opowieści słyszałem gdzieś "na salonach" jak to się komuś udało Policjanta "wyrolować"? Na Zachodzie to by połowa znajomych zareagowała zniesmaczeniem, a druga połowa wyszła. Ale u nas to wciąż powód do dumy.
Policjanci za sam zwrot "nie widziałem" powinni dawać kierowcy od razu maksymalny wymiar kary. Kierowcy obowiązkiem jest widzieć. Pieszego, cyklistę, dziecko, czerwone światło, znaki, drzewa, a nawet psa wbiegającego na drogę. A jak nie widzi, to znaczy, że powinien zwolnić, bo nie nadąża myślami za swoim samochodem, a od tego już tylko krok do wypadku. Tymczasem drzewa i rowy też nie noszą lampek i kamizelek