Czytam zarówno Wita jak i Stanleya i zastanawiam się, że ja to chyba jakimiś innymi drogami muszę jeździć.
Po tranzycie naprawdę sporo jeździłem rowerem, zwłaszcza na DK 61, DK 8 i DK 7 (choć pojedyncze epizody miałem nawet na A1). Nie wiem czy łącznie nie bywało, że była to połowa moich kilometrów w danym roku. O kierowcach TIRów mogę powiedzieć tyle, że bardzo bym chciał by cała ta gówniarzeria za kółkiem zaczęła jeździć tak bezpiecznie jak oni. Z moich doświadczeń wynika, że to jedni z kierowców sprawiających najmniej kłopotów. Samymi krajówkami też jeżdżę chętnie, zwłaszcza tam gdzie jest szerokie pobocze, choć i tam gdzie go nie ma (DK61 nie ma go prawie nigdzie) też dawałem radę.
Co do PGRów, to też bym się nie wzorował na jakimś jednym wypadku. Jeżeli już bym coś miał omijać, to nie jeździłbym rowerem po nocy w weekendy, bo wtedy faktycznie miejscowi wracają z jakiś dyskotek czy cuś. Ale to też nie jest tak, że jak wyjedziesz to pewnikiem zginiesz. A w normalne dni robocze to już w ogóle spoko jest na bocznych drogach.
Jeżeli jakiś dróg nie lubię, to szos wojewódzkich. Na niektórych, zwłaszcza w okolicy Warszawy jest taki sam duży ruch jak na niektórych krajówkach przy bardzo wąskiej jezdni, bez pobocza i innych ułatwień. Trasa na Żyrardów w okolicach Podkowy Leśnej, trasa na Nieporęt, trasa na Górę Kalwarię za Konstancinem, trasa Łomża-Ostrów Maz - to są według mnie niefajne drogi. Choć też nic mnie na nich nie zabiło