Nie wiem co ma rower wspólnego z autem jeśli chodzi o naukę jechania tym drugim.
Na pewno jeżdżąc rowerem nie nauczysz się techniki jazdy autem - tego jak kręcić kierownicą, jak parkować, czy jak zmieniać biegi bez szarpania - to fakt. Ale ucząc się jeździć na rowerze uczysz się:
-obserwowania wszystkiego dookoła
-przewidywania zachowania innych na drodze
-zasady ograniczonego zaufania w praktyce
-asertywnej jazdy, nie dawania się sprowokować
-płynnej, ekonomicznej jazdy (bo przyśpieszanie co chwila i hamowanie to wysiłek)
-współżycia z innymi użytkownikami drogi
Nikt mi nie powie, że to się kierowcy nie przyda
Twierdzę, że tych umiejętności na rowerze nauczysz się o wiele lepiej niż w aucie. Właśnie dlatego, że rower jest mniejszy, wolniejszy, słabszy, a Ty na nim jesteś mniej chroniony.
Prawda. Jednak wierzę, że takich zadeklarowanych drogowych morderców jest mało. Większość mija na gazetę, bo sobie nie zdaje sprawy, że to problem i tworzenie zagrożenia. I tą większość da się edukować.
A co z drogowymi mordercami? Propozycje typu: "odstrzeliwać poza okresem ochronnym przypadającym na dzień bez samochodu" - zdecydowanie odrzucam
Ostatnio pewna miła dziewczyna spisała, co mam do powiedzenia o takim "miszczu kierownicy". Mam nadzieję, że skończy się to dla niego kursem reedukacyjnym (chyba kosztownym - do 3kzł). Jednak większość ludzi odpuszcza w takich sytuacjach, bo komu się chce na zeznawaniu tracić 2h swego życia, skoro je właśnie uratował - stąd rodzi się poczucie bezkarności u sprawców.
Nie twierdzę, że kretynów za kółkiem nie ma. Są, istnieją. Dobrze, że takich tępisz, zwłaszcza jeżeli nie jest to samosąd a środki dozwolone prawem (np. zgłaszanie spraw Policji).
Podałeś przykład, ja Ci podam mój: Kilka lat temu na Modlińskiej jechałem sobie prawym pasem na rowerze. Środkowym wyprzedzał mnie autobus przegubowy, bezpiecznie, z odległością i wszystkimi honorami. Nagle skręcił ostro w prawo, na mój pas, wprost na mnie. Omal mnie nie zabił - zabrakło dosłownie 3 centymetrów by zarzucająca sekcja B (popularnie "przegub") walnęła mnie i rower. Pierwsza moja myśl: Cham, morderca. Blat, ogień i na pętle, zwłaszcza że miałem świadka.
10 minut później, pętla Nowodwory, podjeżdża autobus. Wchodzę i z zamiarem zrobienia zadymy (adrenalina jeszcze buzuje) i kluczem 24mm za pasem pytam kierowcy co ja Mu zrobiłem, że chciał mnie zabić.
Dwie minuty później wychodzę bez żadnych większych pretensji do kierowcy. Dlaczego? Jakiś kretyn z lewego zajechał Mu drogę Maluchem, bo wpadł na pomysł zmiany pasa tuż przed jadący około 60km/h autobus. Facet z Ikarusa w pełni odruchowo uciekał przed zderzeniem, by nie zabić 3 niewinnych ludzi i debila-kierowcy. Naprawdę ciężko mi było faceta o to winić.
Powtórzę - nie twierdzę, że kretyni za kółkiem nie istnieją. Twierdzę, że to co na pierwszy rzut oka czasem wygląda jak próba morderstwa, w rzeczywistości może wcale nią nie być.