Postanowiłem zarejestrować się na tym forum aby uzyskać wyjaśnienie u źródła. Pragnę przedstawić szanownym forumowiczom pewne zdarzenie którego byłem świadkiem oraz z własnej woli uczestnikiem. Zachowania rowerzysty które zaobserwowałem nie jestem sobie w żaden sposób wytłumaczyć, więc może wśród forumowiczów znajdą się osoby pojmujący zasady poruszania się po drogach w sposób zbliżony do bohatera tego postu i oświecą mnie gdzie popełniłem błąd. Być może on sam jest użytkownikiem tego forum, więc osobiście wytłumaczy jaka idea mu przyświecała.
Na wstępie zaznaczę, że mnie również zdarza się pokonywać warszawskie ulice z wykorzystaniem dwóch kółek, więc tym bardziej nie mogę sobie wytłumaczyć tego, czego świadkiem było mi dzisiaj dane zostać.
Dla mieszkańców Mokotowa, Wilanowa i Ursynowa znane jest skrzyżowani al. Wilanowskiej i Dolinki Służewieckiej. Pas w kierunku Wilanowa. Stojąc na czerwonym świetle zauważyłem rowerzystę który zjechał z góry, minął sygnalizator w przestrzeni między pasami dla pieszych a skrzyżowaniem miast stanąć spokojnie zaczął kręcić się jak g..no w przerębli wywijając ósemki i kółka na całej szerokości jezdni. Profesjonalny sprzęt i ubranie sugerowałoby, że mam do czynienia z osobą świadomą swojej pozycji na drodze, ale nie szata czyni człowieka.
To nie koniec przygód "żółtego cyklisty". Nie czekając na zmianę świateł, (bo przecież stoi za sygnalizatorem, więc ich nie widzi), na czerwonym przeciął Dolinkę (dwie jezdnie po chyba trzy pasy w każdym kierunku przedzielone pasem zieleni więc szeroko) i ruszył w kierunku Wilanowa.
Zastanowiło mnie, czy aby nie pomylił się zakładając okulary przeciw słoneczne, może były zbyt ciemne albo wada wzroku zbyt duża, bo mimo zakazu poruszania się rowerami na nowym odcinku Wilanowskiej i wyraźnie oznaczonej ścieżce rowerowej nie pomny zakazom i nakazom kontynuował wojaże rowerowe pasem przeznaczonym dla samochodów. Postanowiłem po zrównaniu się z nim przez otwartą szybę zwrócić mu uwagę, że porusza się pod zakazem, ale niestety uwagę moją skwitował "sper...laj".
Ot taka scenka rodzajowa z warszawskich ulic.
Zastanawiam się czym gorszym było jego zachowanie od tego, gdybym ja samochodem przejechał na czerwonym świetle przez przejście, ścieżkę rowerową, czy skrzyżowanie. Czy czerwone światło dla samochodów jest bardziej czerwone niż dla rowerzystów lub pieszych.
Czym różni się przejechanie na czerwonym środkiem ulicy od dość popularnego wśród rowerzystów zjechania na chodnik i pokonanie ulicy na czerwonym na przejściu dla pieszych.
Sam jestem zwolennikiem ruchu rowerowego i budowania ścieżek rowerowych. Ale do jasnej ciasnej skoro już są to korzystajcie z nich.
Chciałbym zobaczyć wasze miny widzący samochód mknący miast ulicą ścieżką rowerową. To takie samo wykroczenie jakie zafundował mi dzisiaj bohater tej opowieści.
Nie wiem, czy wśród czytających ten post znajdzie się ktoś kto będzie mi tego typu zachowania wytłumaczyć. Wiem jedno, tego typu przypadki są incydentalne, ale dopóki będą się zdarzały nie ma co liczyć na zrozumienie i uprzejmość kierowców wobec rowerzystów.