Libr... w dziewiętnastym wieku było coś takiego jak "emancypacja kobiet"...
I teraz mamy pochodną :
Sekretarz - Sekretarka
Sędzia - Sędzina
Poseł - Posłanka
Policjant - Policjantka
Minister - Ministerka (a nie Ministra )
Nauczyciel - Nauczycielka
i tak dalej...
I tylko problem jest z zawodami historycznie męskimi:
-kierowcą (kierownica? kierowniczka? kierowczyni?)
-pilotem (pilotka to czapka pilota)
-mechanikiem (mechaniczka?)
-polityk (polityczka?)
-cieśla (cieślarka?)
-stolarz (stolarka to jest to, czym zajmuje się stolarz)
-drwal (drwalka brzmi jakoś tak dziwnie)
-elektryk (elektryczka? elektryka?)
...i tak dalej...
Poza tym są dwa podejścia do emancypacji. Jedno to dorabianie żeńskiego odpowiednika dla każdego zawodu jak u nas. Niepraktyczne, bo trzeba pisać wszędzie w ogłoszeniach, że się szuka to pracy np sekretarki/sekretarza. Jak ktoś chce oszczędzić kasę na ogłoszeniu, albo się zapomni, to dostaje za szowinizm
Plus jest problem z tymi nazwami zawodów powyżej.
Ale w Stanach robią to inaczej - wymyślają nazwy zawodów od nowa i zastępują nimi stare. Nowe wymyślają tak, by były bezosobowe. By nie było wiadomo po nazwie zawodu, czy mówimy o przedstawicielu płci męskiej, czy żeńskiej. Więc jak ktoś pisze ogłoszenie, to nie może powiedzieć, że szuka asystentki (kobiety) albo asystenta (faceta). To jest IMO prawdziwa emancypacja, za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał starych nazw i nawet gdyby chciał, nie będzie mógł zaznaczyć w ogłoszeniu, że szuka faceta lub kobiety na dane stanowisko lub do danego zadania.