PZKol to niestety, ale dawno powinien zbańczyć i mam nadzieję, że to się w końcu stanie. Wszystkie ciekawsze cykle imprez w Polsce to odbywają się z dala od związku, oddolnie się rozwijały. MTB, trial, BMX, ostatnio bike-polo... Związek nie przeszkadzał w ich prowadzeniu, ale to niewielka zasługa jak na instytucję powołaną do WSPIERANIA sportu rowerowego
Jak się dobrze zastanowić, to ten związek wcale nam do niczego nie jest potrzebny. Ani nie walczy o sprawy rowerzystów (trasy rowerowe, parkingi, certyfikaty dla pracodawców przyjaznych cyklistom, czy choćby prorowerowe prawo), ani nie dotyka tematu turystyki rowerowej (lepszej jakości szlaki, certyfikaty dla lokali przyjaznych rowerom), ani nie za bardzo przykłada się w rozwój imprez sportowych, nowych cykli, propagowanie nowych dyscyplin rowerowych (w kalendarzu PZKol imprezy trialowe, BMX i DH łącznie można policzyć na palcach)... Poza tym jednym torem i łaskawym objęciem patronatem (co nie jest szczególnie wymagające organizacyjnie) kilku cykli imprez rowerowych (niektórych np w polskiej kolonii zwanej Australia), to trudno mi wymienić co Panowie związkowcy robią przez cały rok.
A dzięki bankructwu jest szansa, że coś się tam w końcu zmieni. Że zmienią się stare repy siedzące na stołkach pomimo tego, że nie mają pomysłu CO chcą dla rowerzystów robić. Że zmieni się przerost zatrudnienia, który generuje koszty, na które związek nie stać. Że ktoś zechce zauważyć robaczki na dole, co tworzą nowe serie MTB liczące nierzadko po 20 wyścigów na sezon, a chwilowo przez PZKol pomijane. Że dostrzegą trialowców, hopkowców i innych-owców, którzy proszą o jakiekolwiek poparcie (nie o kasę) by móc porobić sobie tory i legalne miejsca do skakania. Że zauważą powstające nowe dyscypliny jak np. bike-polo. Że związek zacznie działanie na rzecz szerszego grona rowerzystów, bym mógł pokazać palcem na cokolwiek w Warszawie i powiedzieć, że to zrobiono dzięki PZKol i dzięki temu jeździ się lepiej. Bo teraz IMO związek działa głównie na polu "jak robić najmniej, dostać najwięcej i jakoś przeżyć kolejny rok".
Toru też mi nie szkoda za mocno. Owszem, fajny obiekt i w ogóle na światowym poziomie. Ale dlaczego miałoby mi być szkoda czegoś, z czego i tak nie mogłem skorzystać? Już dawno pisałem, że lansowanie toru jako 8 cud świata i miejsce wyłącznie dla elity elit to sposób na finansową klapę i dobrym, polskim stylu. Elita elit żadnego toru nie utrzyma, bo jest za mała, a sponsorów woli szukać dla siebie, dla teamu, a nie koniecznie dla obiektu należącego do PZKol. A od zwykłych rowerzystów, społeczników i innego "plebsu" związek chce być jak najdalej. A ja mam teraz za tym płakać? Jakoś wcale nie jest mi źle.