Uwielbiam:-słuchanie śpiewu ptaków, gdy jadę przez park
-jazdę po szeleszczących liściach w lesie
-ta chwilę zaraz po burzy, gdy powietrze jest rześkie, a słońce wychodzi zza chmur
-ślizganie się w zimę na lodzie
-opady śniegu i jazdę po białej jezdni
-jazdę we mgle gęstej jak kasza
-jazdę w absolutnej ciemności
-delikatne buksowanie tylnego koła w poziomie, gdy wychodzę z ciasnego łuku na mokrym
-położyć rękę na brzuchu, gdy jadę sobie lajtowo po Jagiellońskiej
-miny ludzi marznących na przystanku przy -20 stopniach, gdy wiem, że autobus zepsuł się kilometr wcześniej
-machać napotkanym rowerzystom
-przypadkowe rozmowy z jeszcze bardziej przypadkowo spotkanymi rowerzystami
-momenty gdy mogę się zatrzymać by komuś udzielić pomocy na drodze (technicznej, nawigacyjnej, przedmedycznej nieco mniej)
-moment gdy zatrzymuję się w zabitej dechami wsi pod GS-em i kupuję zimną oranżadę
-wolność wyboru trasy i miejsca parkowania, jakiej żaden kierowca auta nigdy nie zazna
-pewność, trasa do pracy zajmie mi 35 minut, niezależnie czy jest normalny dzień, czy klątwa Gmurków, wykopy, wypadek, piątek przed wielkim weekendem, zamieć, lub przyjazd Obamy
-oszczędność - miesięcznie nie wydaje 300-500zł na samochód, rocznie zostaje się kasy na fajne wakacje lub inne zachcianki
-przyjazność rowerzystów. Kierowcy się klepią między sobą o zajechanie drogi lub miejsce parkingowe. Rowerzyści - nigdy!
-ogólnie pojętą frajdę z jazdy
Nienawidzę:-listopadowego deszczu przy +3 stopniach Celsjusza
-pierwszych 10 minut ulewy (15 min. gdy mam na sobie kurtkę teoretycznie przeciwdeszczową)
-mycia roweru lub czyszczenia jakichkolwiek jego elementów
-zmiany klocków hamulcowych 3x w ciągu jednej zimy
-jakichkolwiek metalicznych dźwięków dochodzących z piasty i suportu
-niewygodnych siodełek (na szczęście ten problem udało mi się rozwiązać
)
-amortyzatorów, które mają więcej luzu niż skoku (w tym mojego RST 200k)
-nieprzepisowych krawężników i kostki (kładzionej przez) Dauna
-kierowców, którzy wyprzedzają mnie tylko po to by sobie przypomnieć, że właściwie to mieli tu zaparkować
-wsiadania na rower zaraz po obudzeniu albo zaraz po solidnym posiłku
-gdy po 20km nagle bez przyczyny zaczynam nie mieć pary w nogach
-zakopywania się w piachu
-konieczności noszenia pojazdu po schodach
-świateł co 150 metrów na Marszałkowskiej i JP2
-długich i dość płaskich podjazdów, które wydaja się być płaskimi odcinkami
-jazdy pod wiatr
-bruku, kocich łbów
-srających gołębi (Pimpf wie o co chodzi
)
-dziwnego braku sztywności ramy i niechybnie po nim następującego odnalezienia pęknięcia na ramie
-złapania gumy, w listopadowe deszczowe popołudnie