@MYSH... Ja jeżdże na rowerze po Warszawie, po jezdni i ulicach od 3 lipca 2000 roku. Tj 2 dni od wprowadzenia "bezkarcia rowerowego". I nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że bezlusterkowanie jest lepsze od jeżdżenia z lusterkiem. A że niektórzy to nazywają "złudnym poczuciem bezpieczeństwa", interesuje mnie tak samo jak śnieg z 1234 roku. Wcale. Kwestia posiadanych umiejętności, wyczucia, umiejętności zachowania się na jezdni, wśród samochodów. A tak się niestety składa, że zdecydowana większość masowiczy zachować się na jezdni nie umie, jest kompletnie nieprzewidywalna, co zresztą najlepiej widać na dojazdach na WMK... To co widziałem jadąc w ostatni piątek z Nowowiejskiej po Marszałkowskiej pod Kolumnę Zygmunta to jest dramat w czystej postacji. Znaki i sygnalizacja świetlna dla takich masowiczy nie istnieje (po co???), piesi to ZŁO chodnikowe, które należy przestraszyć, rozjechać i uciec. A jak się da to jeszcze opie... za wchodzenie pod nogi. Samochody zaraz będą stały to też można komuś wiąchę puścić... etc etc... Stąd też trudno mi się dziwić, że 99% rowerów lusterka nie ma, skoro i umiejętności do posługiwania się nim kompletnie brak.
I jeszcze jedno - mnie lusterko nie daje poczucia bezpieczeństwa, ani realnego, ani złudnego. Daje mi mozliwość spojrzenia w nie, zobaczenia co się dzieje czy to patrząc, czy kątem oka, ale to dzięki niemu jest mi łatwiej przewidywać manewry innych kierowców, unikać kolizji, planować własne manewry tak, aby być doskonale widocznym dla innych i aby oni widzieli to co ja robię zanim ja zacznę cokolwiek robić. A nie tak jak pionowiec jeden z drugim bezlusterkowiec - machnie łapą 5 metrów przed samochodem, zmieni pas i leci dalej, a kierowca w szoku... Zbiera zęby z podłogi... Ale może o to pionowcom chodzi? być kompletnie nieprzewidywalnym?