Rok temu na spotkaniu w Ministerstwie Transportu z organizacjami społecznymi ówczesny prezes PLK mocno sobie narzekał na te wiadukty, konieczność ich budowy przez kolejowego zarządcę infrastruktury i jeszcze na konieczność ich utrzymywania. Można było zrozumieć z tego co Szafrański wówczas powiedział, że przekazanie nie będzie zbyt szybkie.
Nic w tym dziwnego, bo tu jest konflikt interesów. ZDM nie ma żadnego biznesu w przejmowaniu tych wiaduktów od PKP, bo wtedy trzeba je oświetlić, odśnieżyć, utrzymać, remontować itp itd. Dlatego będą przedłużać, marudzić na niekompletność dokumentacji, spowalniać i robić strajk włoski.
Analogicznie PKP nie ma interesu w ich utrzymywaniu, więc chcą się jak najszybciej ich pozbyć, by jak najmniej do nich dołożyć. I jak ZDM przegnie, to PKP się wkurwi i przeprawę po prostu zamknie. Zawsze tak robią.
Tak samo było z wiaduktami na Toruńskiej. ZDM z GDDKiA kłóciły się o to 20 lat, a zanim się dogadały, wszystko było w takim stanie, że trzeba było wyburzyć i zbudować od nowa. Teraz jest sprawa prostsza - ekspresówka (środkowe wiadukty) są Gdaki, a jezdnie lokalne (boczne wiadukty) są miejskie. Choć i tak dadzą się zapewne radę pokłócić o łączniki, wjazdy, ekrany i inne elementy wspólne.
Poza tym gwarancja i tak nie obejmuje zmiany lokalizacji podpory w środku jezdni, bo tą na pewno musiał zatwierdzić i ZDM, i inżynier Galas.
Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Natomiast podejrzewam, że zaoszczędzono na wykupie działek co pozwoliłoby poprowadzić jezdnię tak, aby podpora nie znalazła się w jej skrajni.
A tu PKP nawet się specjalnie nie kryło, że Oni nie są od dróg, mają wszystko w dupie, robią najmniejszym kosztem i wysiłkiem, a jak komuś nie pasi to niech im zapłaci. Nie ukrywali tego, gdy był projekt robiony, gdy np chcieliśmy by poszerzyć płytę wiaduktu by zmieścić pełnowymiarowe drogi rowerowe i chodniki. Podobnie reagowali na każdy wniosek i uwagę do projektu, niezależnie kto ją zgłaszał - my, miasto, ZDM, Policja.
Na placu Konstytucji niektórzy też jadą pod prąd mimo dobrego oznakowania tymczasowego ronda.
Generalna zasada jeżeli chodzi o kierowców jest taka, że jak się fizycznie da złamać prawo, to zostanie ono złamane. Naiwnym ze strony zarządcy drogi i inżyniera ruchu jest, że kierowcy okażą serce i sami z siebie zaczną "się zachowywać". Ta naiwność to cecha czysto polska.
Bo na Zachodzie to się fizycznie uniemożliwia kierowcom łamanie prawa i to w sposób pozwalający kompletnie zdemolować samochód pacjentowi, co się nie chce zastosować. Robią to bez mrugnięcia okiem, bo to działa - klient co skazuje samochód na np wilczym dole, odczuje to 100 razy bardziej niż najdotkliwszy mandat i punkty karne, bo będzie X tygodni bez auta, zabuli za naprawę, a na koniec dostanie jeszcze zwyżkę na ubezpieczeniu (a być może i mandat też).
A kara jest pewna, bo fizyczne uniemożliwienie jest odporne na kolesiostwo i układy. Nie wytłumaczysz progowi zwalniającemu, że ma nie rozwalić zawieszenia w twoim aucie, bo jesteś synkiem burmistrza, albo ziomalem komendanta. Zresztą to jest jeden z powodów oporu przed faktycznym rozwiązywaniem problemu z prędkością i wypadkami w Polsce - urzędnicy i politycy są przerażeni wizją, że oni też będą musieli się do tego stosować