Dla Kasi to był dłuższy wyjazd - jednak ostatnio jeździła mniej i na krótsze dystanse. Kasia jechała na pusto, a przyczepkę i sakwę miałem ja.
Biorąc pod uwagę, że jest ledwie kilka miesięcy po porodzie, a to zawsze powoduje np obniżenie wysycenia krwi tlenem, to nic dziwnego, że ma obniżoną wydolność i 50km to już dla Niej sporo.
To normalne. Ja mam to samo, tylko bez ciąży (chyba, że o czymś nie wiem, USG miałem w sierpniu i szukali wtedy śledziony, a nie płodu
).
Co do logistyki, to daliśmy radę ze wszystkim dostać się na górę i jakoś w miarę sensownie to tam rozmieścić.
W pierwszym kursie Kasia z Anią, Ulą i sakwą, w drugim - ja z przyczepką (złożoną i ze zdjętą rączką do prowadzenia), w trzecim - ja z poziomem, w czwartym - Xunn z Kasi trekingiem, który dotychczas czekał na dole pilnując rzeczy. W mieszkaniu też dało radę - przyczepka i rowery stały po drodze na balkon.
No właśnie o tą windę się martwiłem. Mała jest. U Izy jest taka sama (tylko że z drzwiami nie-automatycznymi i otwieranymi do środka) i jazda tym z rowerem moim do gimnastyka, a treking Izy nie wchodzi już pod żadnym kątem.
Wniosek na następny raz jest taki, żeby rowery przypiąć U-lockami na dole, bo każdy kurs windą to 2 minuty samej jazdy, a winda jest mała, wąska, ma wewnętrzne drzwi (na szczęście automatyczne).
Nie rozglądałem się tam mocno po okolicy, bo jakoś zawsze wychodziło tak, że do Xunna to jechałem samochodem i po prostu nie miałem potrzeby. Ale z tego co sobie przypominam tak na szybko, to tam na dole nie widziałem żadnych znaków, krat lub słupków, które można by wykorzystać jako stojak.
Z drugiej strony - podejść 20m do słupa to znowu nie jest jakiś dramat. Jak nie ma na powdwórku, to na pewno są przy którejś ulicy, np przy JP2