Tak się składa, że w Toruniu czasem bywam (2 lata temu wysiadłem z rowerem z pociągu na stacji Toruń Wschód, aby przebić się przez część miasta i dojechać do Olsztyna), a w Olsztynie nawet jakiś czas mieszkałem. Długo się wahałem, czy te narzekania opisać, ale w końcu uznałem, że warto. Dlaczego? Jedno pytanie: naprawdę myślicie, że w Wawie jest tak źle?
Otóż jedna rzecz jest typowa dla wymienionych w tytule miast: horrendalna ilość zakazów jazdy na rowerze. W Warszawie jest to wielka rzadkość, w Toruniu plaga, a w Olsztynie norma (w tym sensie, że trudno przejechać rowerem przez miasto). Jakość ścieżek - delikatnie mówiąc - nie kompensuje tego, że ulicą jechać nie wolno.
Rozumiem, że część osób jeżdżących na rowerze i tak boi się jechać ulicą. Wydaje mi się jednak, że dla większości jest to normalne. Tymczasem zarządy dróg w Olku i Toruniu programowo rowerzystów z ulic usuwają. Niejaki Paweł Jaszczuk (szef zarządu dróg w Olsztynie) nazywa to ładnie rozdzielaniem ruchu rowerowego od samochodowego.