A do rzeczy, co takiego jest we Wrocławiu, że u nas się to nie udaje - pytam prowokacyjnie.
Środowisko rowerowe na pewno mają bardziej aktywne. U nas tak naprawdę to aktywnie działa kilka osób - reszta jeździ na Masę. A do Masy niestety urzędnicy nieco przywykli i to już nie wystarcza. Trzeba zacząć robić coś ponad: akcje, pisma, filmy, chodzenie za radnymi, co Wam do głowy przyjdzie. Najgorsze co można zrobić, to nic nie robić - czyli tak jak jest teraz.
Co do władz? Mają (albo mieli przez moment) trochę woli politycznej, dzięki czemu mają Oficera Rowerowego i pewne sukcesy. Ale Dudkiewicz (ich Prezydent) otwarcie przyznaje, że cyklistów z Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej nie lubi, że nigdy nie da przejechać rowerem przez rynek (choć sam po nim rowerem jeździł) i nie za bardzo chce dać kasę na działania rowerowe (stąd we WRO dużo pasów, kontrapasów - one niewiele kosztują - a mało dróg rowerowych). Także różowo nie jest. Choć w porównaniu z Gronkiewiczową to i tak sielanka
Urzędników też mają podobnych jak w Waw, tylko, że Oficer rowerowy ma rangę pełnomocnika miasta i może w razie co walnąć pięścią w stół i zażądać wykonania czegoś. U nas niestety komóreczka w Biurze Drogownictwa może co najwyżej błagać na kolanach, bo Gronkiewiczowa zabrała im kompetencje i nie dała choćby najmniejszego budżetu.
Plus we Wro mają nieco bliżej do cywilizacji. Pewne pomysły łatwiej im wdrożyć, bo większość Wrocławiaków widziała je w Niemczech będąc tam na wycieczce w weekend, albo na zakupach. Wrocławiacy wiedzą jak wygląda normalność. Przeciętny Warszawiak myśli, że normalność w mieście to Prospekt Lenina, dzikie parkowanie i przejścia podziemne. Za daleko nam do dobrych wzorców z Zachodu.