Rok w rok, wakacje w wakacje, robię jakiś wypad rowerowy po kraju lub Jełopie. Wielkich zmian nie zauważam, ale...
Po Polsce ogólnie jeździ się nieźle. Sporo bocznych spokojnych dróg, a Schetyne za program ich remontów to pokochałem, gdy pod Sztynordem 8km poniemieckiego bruku zamieniono na idealny asfalt
Nie ma też problemu z noclegami - wszędzie pełno agroturystyk, motelików... spokojnie można znaleźć nocleg za te 20-30zł. Tak samo nie ma problemu z obiadem.
W Polsce problemy widzę dwa. jeden to rosnący ruch aut - po wielu trasach, gdzie 10 lat temu był spokój, dziś nie jeździ się już fajnie. Drugi problem to szlaki turystyczne - z sakwami lepiej omijać je szerokim łukiem. A marzy mi się w Polsce jeden szlak, na który dałoby się wjechać rowerem - czy byłby to szlak Wisły, czy Polski Wschodniej, to mi obojętne. Brakuje mi produktu turystycznego dla mnie.
Co do innych krajów, to jest różnie.
Holandia i Dania rowerowo są super, ale ceny IMO zabijają. Niemcy trochę lepiej, ale też nie tanio.
Słowacja mi się podobała - język podobny, ceny całkiem spoko i góry. Ale tam nie spodziewajcie się nadmiaru infry rowerowej, choć pojedyncze szlaki z asfaltu czy ciekawa infra w miastach się zdarza.
Miłośnikom odpoczywania w dziczy i samotności śmiało mogę polecić południową Litwę - mnóstwo pustych bocznych dróg, mało ludzi, w wielu miejscach można nocować na dziko, albo u kogoś "na polu" - coś jak u nas na Mazurach te 20-30 lat temu. Na Litwie zdarzają się ciekawe drogi rowerowe z asfaltu, a i krajobraz całkiem fajny.
Miło wspominam też Węgry, choć drogi średnie, upał jak 150, a infrastruktura rowerowa poza Budapesztem w zasadzie nie występuje. Jak ktoś chce wrócić z karnacją Roma, to Węgry są świetnym wyborem. Ceny też niezłe (nie dotyczy Budapesztu). Nie wyobrażajcie sobie tylko, że Węgry są płaskie - północna część potrafi mieć podjazdy o nachyleniu powyżej 15 procent.