Autor Wątek: Nasze najdłuższe wyprawy rowerowe, czyli jak zwiększyć wytrzymałość?  (Przeczytany 22206 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Kenneth

  • Gość
Czytając post Fionotrona:
http://forum.masa.waw.pl/index.php?topic=2639.msg42762#msg42762
Cytuj
Z Kolegami z Dziennego Lajt Roweru zrobiliśmy jeden taki hardkor - z zaawansowanej jesieni 2011r dojechaliśmy z Otwocka do Stoczka Łukowskiego i powróciliśmy do Otwocka. Dla mnnie był To jak na razie najbardziej Wymagający ''szosowy'' przejazd - 170km - do dziś  żałuję że wtedy nie przekroczyliśmy 200km -było tak Blisko! Pamiętam że jadąc pociagiem SKM-ką z Otwocka do Warszawy - ''odlecieliśmy'' w objęciach Morfeusza - tylko Tanawis nie spał...

Pomyślałem sobie aby stworzyć wątek w którym można by opisać jak dochodzilismy do tych tych długich dystansów.

Zacznę od siebie. To był 2006 rok, makrokesz. Pojechaliśmy z Xunvixx do Legionowa na Masę Krytyczną. W tamtą stronę sżło nawet nawet. Dojazd się dało zrobić, sama masa też poszła śpiewająco. Problemy zaczęły się na na jakiejś 3 pasmówce podczas powrotu. Po prostu zauważyłem, że kiedy zjeżdżamy z jakiejś górki - inni nie kręcą pedałami, a ja aby się utrzymać za nimi - muszę pedałować. :] Stąd też ostatnie kilometry robiłem z prędkością 15 km/h (!!!) błagając w myślach Xuna, aby już nic nie mówił tylko jechał z przodu, ale nie za szybko.
Tamtego dnia zrobiłem pierwszą setkę w życiu. To był HARDCORE.

Offline fionotron

  • Uzależniony od forum ;-)
  • ****
  • Wiadomości: 906
  • Płeć: Mężczyzna
Dla mnie odpowiedż jest prosta - jak najwięcej na rowerku godzin spędzonych na różniorakich wariantach szosowych, terenowych, łączonych dojazdowych do pracy...
Jeżeli się to rzeczywiście lubi ''Kręcenie'' to takie dystanse  - w zasadzie To Tak same - i Nie spodziewane Przychodzą...
Niestety ''bez trudu nie ma Cudu''.
Na swóją pierwszą setkę - też musiełem trochę poczekać... To było w Kampinosie - miała to być krótka przejażdżka rowerowa - głównie w terenie... Tylko że nic z Tego nie wyszło - bo odjechałem trochę za daleko od Truskawia - a potem na domiar -zupełnie zgubiłem się już w części Zachdniej - zakopałem się w jakiś masakrycznych Kampinowskich piachach - jedank jakoś Tam Wróciłem do cywilizacji. To był wczesno wiosenny kwietniowy - dzień. Do domu (na Zawady - gdzie kiedyś mieszkałem) wróciłem na rowerze robiąc sto kilanaście kilometrów. Przez kilka kolejnych dni od siodełka bolał mnie tyłek... Ale jakoś dawałem radę.
Przedemną jest kilka rowerowych wyzwań - również i takich dystansowych - np.Krwawa pętla w 24h - terenowe spełnienie - myślę że ta traska w terenie - zdecydowanie jest do zrobienia... To taka moja pozamaratonowa inspiracja terenowa...
Najgorsze jest Takie Napinanie Się i próba przejazdu z wszelką cenę. Jest To Tylko możliwe wtedy, jeżeli Bardzo Dobrze Zna Się Siebie i Swoje Rowerowe Możliwości - eksperymentowanie w tej materii - w pojedynkę może okazać się nawet i Tragiczne w Skutkach.
Pozdro - Maciek - Wilanowiak

Offline wit

  • Stały uczestnik
  • ***
  • Wiadomości: 281
  • Płeć: Mężczyzna
Dochodzenie do pierwszej setki zwykle nie było dla mnie specjalnie trudne. Kilka lat temu mieszkałem przez 3 lata w Olsztynie i wtedy postanowiłem zacząć systematycznie zwiększać dystanse. O ile pamiętam szło to tak:
1. Olsztyn - Nidzica - Olsztyn - 120 km.
2. Pociągiem do Elbląga, powrót na kołach - ok. 130 km.
3. Pociągiem do Gdańska, powrót na kołach - ok. 170 km.
4. Pociągiem do Torunia, powrót na kołach - ok. 185 km.
5. Na kołach do Warszawy, powrót autokarem - 210 km.

2 lata temu znacznie bardziej skokowo doszedłem do życiówki - 215 km. Nie robiłem tylu długich dystansów pośrednich, ale ogólnie jeździłem dość dużo.
W zeszłym roku w sumie przejechałem ok. 7 000 km, ale do dniówki 200 km już nie podchodziłem.

Offline fionotron

  • Uzależniony od forum ;-)
  • ****
  • Wiadomości: 906
  • Płeć: Mężczyzna
Dochodzenie do pierwszej setki zwykle nie było dla mnie specjalnie trudne. Kilka lat temu mieszkałem przez 3 lata w Olsztynie i wtedy postanowiłem zacząć systematycznie zwiększać dystanse. O ile pamiętam szło to tak:
1. Olsztyn - Nidzica - Olsztyn - 120 km.
2. Pociągiem do Elbląga, powrót na kołach - ok. 130 km.
3. Pociągiem do Gdańska, powrót na kołach - ok. 170 km.
4. Pociągiem do Torunia, powrót na kołach - ok. 185 km.
5. Na kołach do Warszawy, powrót autokarem - 210 km.

2 lata temu znacznie bardziej skokowo doszedłem do życiówki - 215 km. Nie robiłem tylu długich dystansów pośrednich, ale ogólnie jeździłem dość dużo.
W zeszłym roku w sumie przejechałem ok. 7 000 km, ale do dniówki 200 km już nie podchodziłem.

Imponująno to wygląda   :)   ...

A te przejazdy robiłeś asfltem czy w terenie?

Ja bardzo lubię pojeździć sobie w Terenie przeplatanym odcinkami ''szosowymi'' (piękne zjazdy i podjazdy) w okolicach Nidzicy - W obszarach leśnych okolice Wykna i Jabłonki można ''kręcić'' bardzo urozmaicone i dosyć długie rundki ''terenowo - szosowe'', takie powyżej 100km.
Trenowałem Tam w Poprzednim roku przez kilka dni (na początku maja 2013r) i tak jednorazowo do 100km przejeżdżałem  - jeden dłuższy wariant Z Wykna do Wielbarka i z powrotem - 104km  (''Teren'' - 70km,''Szosa'' - 34km) przez Zimną Wodę i Wały. Powrót przez ''Uroczysko Małga'' (rezerwat), Jedwabno, Kot, Zimną Wodę
Tam jest bardzo spokojnie - przed, albo po okresie wakacyjnym i można sobie spokojnie ''pokręcić'' a różnorakich waraintów jest - tyle dużo że starczyło by i na dwutygodniowy pobyt z codziennym ''kęceniem'' takim - półtreningowym - po 70km dzienne
A do tego będzie w tych okoicach rozgrywany ''finałowy'' Maraton ''Gwiazdy Mazurskiej'' MTB Mazovia - Niedzica z podjazdem na ''Złote Góry''. Zapowiada się bardzo ciekawa trasa przejazdowa...
Pozdro - fionotron   

Offline wit

  • Stały uczestnik
  • ***
  • Wiadomości: 281
  • Płeć: Mężczyzna
Widzę, że masz trasy wokół Olka lepiej rozpoznane ode mnie. Ja jeździłem wyłącznie po asfalcie no i niezbyt szybko. Te 210 km do Warszawy zajęło mi ok. 11 godzin (przerwa na obiad, krótkie postoje po drodze). Ogólnie wokół Olka jest kilka ładnych tras (właśnie okolice Jabłonki, na północ do Dobrego Miasta, do Szczytna) i sporo koszmarnych. Po samym mieście jeździło się wtedy koszmarnie - większość ważnych ulic jest objęta zakazem jazdy na rowerze, za DDR czasem robi krzywy chodnik.

Offline Libr

  • Uczestnik
  • **
  • Wiadomości: 119
  • Płeć: Mężczyzna
Eh moja życiówka to lekko ponad 200 nie wiem dokładnie ale z Łomianek do Grudziądza czas 3:00 do 20:00
Przygotowanie ogólnie codzienne wykorzystywanie roweru jako środek transportu. Plus bieganie z piłką czy też pływanie latem. Najważniejsze to opracować odpoczynek pod czas pracy, nie podpalać się. No i trafić dzień wiadomo nie zawsze ma się powera. Czy też ochotę pedałować. Trafić warunki pogodowa. JA przy życiówce większość trasy miałem ze słońcem i to dość ostrym minimum ponad 25C na plusie.
Myślę że bez bagażu śmiało bym mógł się porwać na 300km w ciągu dnia. Kwestia trafienia dobrej pogody, nastawienia i samopoczucia. ;]
"Gatunki to tylko składniki, z których pragnę stworzyć własną potrawę. Muzyka nie dzieli się bowiem według mnie na gatunki lecz na tą, która jest zgodna z rytmem naszego serca i tą, która się z nim rozmija." L.U.C

Offline fionotron

  • Uzależniony od forum ;-)
  • ****
  • Wiadomości: 906
  • Płeć: Mężczyzna
Widzę, że masz trasy wokół Olka lepiej rozpoznane ode mnie. Ja jeździłem wyłącznie po asfalcie no i niezbyt szybko. Te 210 km do Warszawy zajęło mi ok. 11 godzin (przerwa na obiad, krótkie postoje po drodze). Ogólnie wokół Olka jest kilka ładnych tras (właśnie okolice Jabłonki, na północ do Dobrego Miasta, do Szczytna) i sporo koszmarnych. Po samym mieście jeździło się wtedy koszmarnie - większość ważnych ulic jest objęta zakazem jazdy na rowerze, za DDR czasem robi krzywy chodnik.

No i właśnie w okolicach Jabłonki i Wykna ''szosa'' bardzo pofałdowana jest... Liczne podjazdy (może i nie jakieś sztywne) - ale jednak i zjazdy... Od Wykna w kierunku Nidzicy, już jest kolejne asfaltowe wznoszenie na początku dłuższe i odczuwalne - potem trochę ''spokojniejsze'' (i tak wybieram innym wariantem dojazd do Nidzicy)
Cekawa jest droga Szczytno, Dzierzki, Jedwabno, Kot, Zimna Woda, Napiwoda - Nidzica (ok.49km) - Przez cały czas jedzie się asfaltem w lesie!!)... Ciekawe podjazdy z zjazdy - można poćwiczyć sobie jechanie prawie, że jednakową prędkością na płaskim, mocniejsze podjeżdżanie no i Technikę zjazdową  - ułożenie na rowerze, tak aby troszkę odpocząć... A zjeżdżać dalej dosyć szybko...
W tamtym roku wracająć z czasówki z ''Gwiazdy Mazurskiej" - "kręciłem właśnie tą ''szosą'' do Nidzicy (nie mając żadnego zapasu czasowego) - ciągle wieżąc że uda mi się zdążyć na ostatni pociąg Warszawski - w ostatnim etapie - już za Zimną Wodą spocony i zmęczony poprostu modliłem się - abym spotkał jakiegoś rowerzystę, któremu mógłbym ''pokręcić'' na kole... Wprawdzie rowerzysta się i pojawił - ale nie chciał współpracować    ;)    .
I w taki to sposób jednego dnia zaliczyłem Dwie Czasówki - Zawodniczą - i taką moją osobistą..
A Na pociąg i Tak zdążyłem  :)   ...
P.S.Jeżeli chodzi o dojazd rowerowy z Wykna/Jabłonki do Nidzicy - to i tak wybieram inny wariant...
I wogóle Bardzo Często Wjeżdżam Tam w Teren, bo Tych Jasach jest Tak Pięknie   :)   ... Idealnie do treningów Cisza, Spokój, (poza sezonem wakacyjnym!) i można drzeć w czasami nawet pofałdowanym terenie ile ''fabryka w miocytach dała''.     
« Ostatnia zmiana: 01 Kwi 2013, 12:02:33 wysłana przez fionotron »

Offline wit

  • Stały uczestnik
  • ***
  • Wiadomości: 281
  • Płeć: Mężczyzna
Eh moja życiówka to lekko ponad 200 nie wiem dokładnie ale z Łomianek do Grudziądza czas 3:00 do 20:00

O ile dobrze pamiętam, spotkaliśmy się na trasie podczas Twojej życiówki :) Dla mnie spotkanie wszechczasów. Dla niewtajemniczonych- 2 dni wcześniej korespondowaliśmy z Librem tu na forum nt. mojej rodzinnej wyprawy. Gdy jechałem z przyczepką w stronę Grudziądza (do którego moja żona z mocno zmęczoną córką dojeżdżały pociągiem), dogonił mnie jakiś gość. Wymieniliśmy uprzejmości, wypytaliśmy się o trasę i po którymś zdaniu zorientowaliśmy się, kto jest kto i że znamy się z forum Masy. Potem spory kawałek jechaliśmy razem, Libr mnie mocno motywował, na którymś zjeździe okazało się, że z przyczepką jednak da się jechać szybciej niż 50km/h  :)

Kenneth

  • Gość
Ja zacząłem robić częściej "setki" jakoś tak w 2007 roku. Po prostu zacząłem jeździć na Nocniki, a że sam dojazd na nie i odjazd to było około 30 kilometrów, więc po prostu miałem łatwiej z naliczaniem przebiegu. Potem jeszcze zmieniłem w ciągu roku rower na poziomkę, więc chociaż początki były straszne (stalowe obręcze kół gnące się od byle czego + mięśnie, które dopiero się musiały dostosować do nowych warunków pracy), to przebieg nawet i 100 kilometrów dziennie przestał być już problemem dla tyłka, rąk czy karku. Po prostu - jechałem. :)
W 2008 roku rozwinąłem poziomkę, wsadziłem piastę wielobiegową, jazda stala się jeszcze szybsza, zwłaszcza dzięki zmianie pozycji na nieco bardziej leżącą. I znowu ćwiczyłem setki... ;)
Przełom nastąpił rok później. (2009)
Po prostu któregoś dnia musiałem pojechać do Wołomina dwa razy, w obu przypadkach mogąc odpocząć na miejscu kilkanaście minut, czy nawet zmienić dętkę (za drugim razem). Odpoczynek kilka minut, a potem powrót do Warszawy. I to nie na wprost, ale naokoło przez Anin ;) W związku z tym, kiedy wylądowałem o 23 pod domem - na liczniku miałem 238 km. Sporo? No ba! Rekord życiowy!

Do dzisiaj się zastanawiam jak ja wtedy zrobiłem te 237km... Na pewno byłem wtedy rozjechany, ale było coś jeszcze chyba. Fajny jest wpis z tamtego dnia na Bikestats:
Cytuj
Zachciało mi się odwiedzić Zagórze... I tak mi dobrze szło, że zrobiłem to dwa razy, a przed drugim dotarciem zwiedziłem pod wieczór i częściowo MPK... Bez oświetlenia, gubiąc drogę, zlorzecząc na komary i w końcu omalże ulegając panice... Na szczęście jakoś mi się udalo wydostać na Czecha. (następnym zakupem chyba będzie GPS...)
Nie sądziłem, że mi się uda zrobić tyle kilometrów, ot tak z niewielkimi przerwami, ale jak widzę, poszlo mi to całkiem gładko nawet. Owszem, spaliłem nogi opalenizną i czuję kolana, ale... mogę wchodzić/schodzić po schodach ;-)

Próbowałem też powtórzyć taki dystans kilkanaście dni później, ale gdzieś w kalkulacjach popełniłem błąd i się spaliłem... :] (zabrakło wody, albo jakichś minerałów).

A w tym roku to musowo muszę zrobić jakieś 300... No właśnie - są jacyś chętni aby zaliczyć Gdańsk? ;)

Offline fionotron

  • Uzależniony od forum ;-)
  • ****
  • Wiadomości: 906
  • Płeć: Mężczyzna
A ja Bardzo bym chciał ''pokręcić'' sobie troszkę dłużej w terenie - zacząć tak od dystansu 150km - może części np.''Krwawej Pętli'' nie napinać się od razu na przejechanie Jej Całej a zorjętować jak będzie z nawigacją przejazdową... Bo ten ''czerwony szlak'' wokół Stolicy często bardzo kluczy i można go bardzo łatwo zgubić...
Dobrze się składa bo kilka odcinków ''Krwawej Pętli'' przejechaliśmy z Kolegami z Dziennego Lajt Roweru...

Wystarczy Zaklepać sobie optymalną pogodę - wziąść mapy, trochę izoitonku w bidony, jakieś batony energetyczne i żele (sprawdziłem to w przejazdach maratonowych - dają niezłego kopa...), lampki rowerowe, odchudzić rowerek aby jakoś zbyt nie ciążył - no i w drogę ''na szlak'' najlepiej jeszcze przed świtem... I tak kręcić sobie przez Cały - jeden z najdłuższych dni w roku no i jak siły i motywacji wystarczy - to zahaczyć jeszcze o Nockę... Nie trzeba by było jakoś mocno ''kręcić'' - wystarczyło by stałe tempo no i nie gubienie szlaku w Terenie - I Już... Wiem że zdobywców ''Krwawej Pętli jest wielu - są też Nimi Bardzo Mocne i Zawzięte Kobiety Rowerzystki.
''Krwawa Pętla'' jest wyzwaniem dla wszystkich miłośników jazdy w terenie - jest jedynym tak długim jednostkowym szlakiem - pieszo - rowerowym wokół Stolicy. A przejechanie jego najlepiej krócej niż w 24h jest marzeniem większości ''terenowców'' i to niezależnie jak i w jakim terenie oni lubią jeździć...
Pozdro - fionotron
« Ostatnia zmiana: 01 Kwi 2013, 23:43:10 wysłana przez fionotron »

Offline kultowy

  • Stały uczestnik
  • ***
  • Wiadomości: 310
  • Płeć: Mężczyzna
  • ...tylko jak krzyk cichnie przyjaźń
dla mnie zrobienie "stówki" nie jest większym problemem i mogę spokojnie wypedałować taki dystans z marszu.

jeśli chodzi o dłuższe trasy to mój udokumentowany rekord wynosi 188 km i jest to ubiegłoroczne nieudane podejście do krwawej pętli - z Otwocka do Leszna odcinkiem północnym, ponoć trudniejszym; do domu wróciłem szosą 580.

mam jeszcze dwie dłuższe trasy w okolicach 200 km, nawet może ponad, ale nie miałem licznika, więc nie wiem. pierwsza to warszawa - kazimierz dolny, powrót do dęblina i stamtąd pociągiem do domu; drugi to warszawa - wyszogród - warszawa. do wyszogrodu "górą", przez zakroczym i czerwińsk (szosa 62), powrót przez żelazową wolę (705 do przedmieść sochaczewa i dalej trasą nr 580).

jakoś specjalnego parcia na rekordy nie mam stąd nie wiem czy będzie w najbliższym czasie jakaś dwusetka.

mam plan sprawienia sobie singla na szosowej ramie do jazdy codziennej, zaś do obecnego kupić porządne i grube terenowe opony (aktualnie mam semi 1,9) i raz jeszcze rzucić się na krwawą.
pozdrawiam,
grzech aka straszny bibliotekarz

Offline fionotron

  • Uzależniony od forum ;-)
  • ****
  • Wiadomości: 906
  • Płeć: Mężczyzna
dla mnie zrobienie "stówki" nie jest większym problemem i mogę spokojnie wypedałować taki dystans z marszu.

No tak rzeczywiście nie jest to jakiś problem...

Jednak np. Zrobienie ''stówki'' w Terenie w tempie prawie że maratonowym - bez przestojów, jakiś zwolnień - przy mocnej i równej jeździe może już być wyzwaniem...
(Taki dłuższy dystans ''Giga'' z Maratonów MTB)
Fajnie bo wszystko można połączyć trening z przejazdem - a do tego fajną traskę zrobić. A w okolicach Stolicy jest gdzie jeździć w Terenie - można super udziwnione warianty sobie wymyślać...

Offline Raffi

  • Uzależniony od forum ;-)
  • ****
  • Wiadomości: 6 530
  • Płeć: Mężczyzna
U mnie to było tak, że jeździłem niemal codziennie, ale na mniejsze dystanse - 40 - 70km. Bez jakiejś "walki" o rekordy.

Pierwszej setki u mnie chyba nie było, było od razu 150km. Pojechaliśmy z kuzynem na pierwszą naszą wyprawę rowerową z sakwami. Pierwszego dnia nie mogliśmy znaleźć noclegu 100km od Wawy no i "wyszło" 150km zanim znaleźliśmy. Pech :D

Potem bywały kolejne jakieś takie wycieczki po 100-150km, aż wpadliśmy z kumplem na pomysł "sprawdzimy się w supermaratonie". Tak ni z gruchy, bez treningów, bez przygotowania. Pojechaliśmy na szosowy supermaraton na oponach terenowych, z sakwami i w tenisóweczkach. Wyglądaliśmy jak beniaminki, murowane typu, które trzeba będzie ściągać z trasy bo pękną. Nie decydowaliśmy czy pojedziemy jedno kółko wokoło Zalewu Szczecińskiego (255km), czy dwa (510 km). Ostatecznie wyszło tak, że pojechaliśmy dwa (podobnie jak 22 inne osoby ze 110 na starcie). Tylko, że po drodze nieco się zgubiliśmy w Szczecinie, a potem pojechaliśmy na niewłaściwą przeprawę promową w Świnoujściu. No i zrobiliśmy "kilka" kilometrów ekstra - wyszło 560,6 km. I to nawet z niezłą średnią, bo coś koło 24,5 km/h.

Niestety taki start, totalnie bez przygotowania wcześniejszego, nieco zabił mi kolana. Do końca sezonu się odzywały, gdy robiłem jakąś dłuższą trasę. Więc postanowiłem, że zamiast zabijać kolana na dystansie 500km, wolę sobie trzaskać częściej po te 100km i nie mieć żadnych problemów. Postanowiłem, że nie będę bił tego rekordu.

I owszem, czasem te sto się nieco rozrastało (Wawa-Olsztynek 200km, Nidzica-Toruń 180km, Wawa-Łódź-Wawa 280km, Opole-Łódź - 240km, Wawa-Lublin z dwiema Masami po drodze 250km, Kutno-Włocławek-Wawa 160km i tak dalej) ale to nigdy nie było planowane jako jakieś bicie rekordu, czy napinka. Zawsze po prostu jakoś tak wychodziło, albo wynikało z tego że gdzieś się nie znalazło noclegu, albo coś.
---
Rafał 'Raffi' Muszczynko

WMK, ZM, MdR, XTR, ABS i inne fajne skróty ;-)

Offline fionotron

  • Uzależniony od forum ;-)
  • ****
  • Wiadomości: 906
  • Płeć: Mężczyzna
Potem bywały kolejne jakieś takie wycieczki po 100-150km, aż wpadliśmy z kumplem na pomysł "sprawdzimy się w supermaratonie". Tak ni z gruchy, bez treningów, bez przygotowania. Pojechaliśmy na szosowy supermaraton na oponach terenowych, z sakwami i w tenisóweczkach. Wyglądaliśmy jak beniaminki, murowane typu, które trzeba będzie ściągać z trasy bo pękną. Nie decydowaliśmy czy pojedziemy jedno kółko wokoło Zalewu Szczecińskiego (255km), czy dwa (510 km). Ostatecznie wyszło tak, że pojechaliśmy dwa (podobnie jak 22 inne osoby ze 110 na starcie). Tylko, że po drodze nieco się zgubiliśmy w Szczecinie, a potem pojechaliśmy na niewłaściwą przeprawę promową w Świnoujściu. No i zrobiliśmy "kilka" kilometrów ekstra - wyszło 560,6 km. I to nawet z niezłą średnią, bo coś koło 24,5 km/h.

@Raffi

Przejechałeś 560,6km pewnie w około Jedną Dobę - czyli że Bardzo Mocny i Zawzięty Jesteś...
Wyszukałem dla Ciebie kolejny Ciekawy Przejazd Szosowy - ''Wyszehradzki Rajd Kolarski'' - 533km (17 - 18maja - start w Budapeszcie, meta w Krakowie - przez Węgry Słowację, Czechy i Polskę..., możliwość zgłaszania drużyn kolarskich.)
Podejmiesz Wyzwanie?
Pozdro...
« Ostatnia zmiana: 06 Kwi 2013, 22:38:48 wysłana przez fionotron »

Offline Savil

  • Uzależniony od forum ;-)
  • ****
  • Wiadomości: 1 386
  • Płeć: Kobieta
  • Cylon i lasombra
    • http://savil.bikestats.pl/
Mój dotychczasowy najdłuższy wypad został zainicjowany przez Jojkowe radosne "Savil, przejechałeś kiedyś 100 km? A chcesz?" Nie przejechałam, chciałam.

Miał być grill w Tłuszczu, po 50 km do i z. Czego mi nie powiedziano, to że prowadzący dostał wytyczne, żeby droga do była "trochę dłuższa". Czego nie zaplanowano, to że prowadzący pomyli zjazdy, wydłużając nam drogę, kiedy na ostatnich nogach wlokłam się, planując za te pozostałe 2 km paść i nie wstać. x_x A tu nie, jeszcze 15 km. T_T W sumie droga do wyniosła 85 km.

Za to droga powrotna była wyjątkowo niemęcząca. Może z wiatrem, może z górki, nie wiem. Ale jechaliśmy dziarsko z tylko jednym postojem na stacji benzynowej. I jednym krótkim, spędzonym na ustalaniu gdzie jesteśmy i kto dokąd jedzie :)

Wróciłam w stanie zdechłej euforii. Znaczy zdechła byłam ja, natomiast w euforii byłam również ja ;)
W sumie wyszło mi 138 km, czyli teraz 150 km przede mną :)