wróciłem na trasę!
ogólnie z ubezpieczycielem sprawcy (link4) żadnych problemów nie było - dostałem ile chciałem: za rower, za osprzęt, za okulary i zadośćuczynienie. aż byłem zaskoczony, że tak ładnie to poszło!
sprawa została przekazana do sądu, dostałem pismo, że mam status poszkodowanego, ale mogę też występować jako oskarżyciel posiłkowy (nie zdecydowałem się). teraz będzie pewnikiem jedna rozprawa i koniec.
rower wyremontowałem, tzn. została rama, siodło i kierownica - reszta wymieniona. miałem kupić nowy, ale lubię swojego starego dziada, sporo razem przeszliśmy (przejechaliśmy) i nie miałem sumienia go wywalać. sporo to kosztowało, ale było warto doprowadzić go do stanu używalności i wrócić razem na trasę. w tzw. sezonie kupię sobie singla i staruszek będzie mniej intensywnie użytkowany.
ze zdrowiem trochę gorzej - ostały mi się blizny (ale to ponoć dodaje męskości i powagi) no i kręgosłup szyjny wciąż boli. raz mniej, raz bardziej, obecnie (przy parszywej pogodzie) bardziej. i wciąż trochę sztywny jestem. ortopeda zabronił jazdy aż do marca (pół roku od wypadku), ale Bóg mi świadkiem, że nie mogłem się powstrzymać...