- Miałem dzisiaj przyjechać rowerem, ale zapowiadali popołudniu grad
Mówi kolega z sąsiedniego biurka.
- Przecież mogłeś przyjechać rowerem, a wrócić autobusem.
Wymowna cisza...
Nie dziwie się, że kolega ma nadciśnienie.
- Miałem dzisiaj przyjechać rowerem, ale zapowiadali popołudniu grad
Mówi kolega z sąsiedniego biurka.
- Przecież mogłeś przyjechać rowerem, a wrócić autobusem.
Wymowna cisza...
Nie dziwie się, że kolega ma nadciśnienie.
Dziś wróciłby autobusem, jutro pojechałby autobusem. Efekt - dwie jazdy autobusem.
...
Piszcie piszcie, chętnie poczytam jak rozwiązujecie problemy postoju rowerów, najbardziej ciekawią mnie pomysły tych którzy pracują w różnych biurach, bankach, urzędach itp.
@uasic:
Zabawne, że dla mnie, osoby wychowanej w Pruszkowie i która połowę życia spędziła w Wawie (pół rodziny tutaj, całe liceum, studia, wszyscy klienci), meldunek w Warszawie nie tylko nie jest oznaką awansu społecznego, ale afiszowanie się tym budzi wręcz niesmak.
A Raffi to pewnie to miał na myśli:(http://img835.imageshack.us/img835/4687/i4jq.jpg)...ot, rower pionowy. :P
p.s. Swoją drogą inwigilacja stała się permanentna, że już nawet rower nie może bezkarnie się ukryć pod robotą ;)
<offtopic>
E, tam, żadna "permanentna inwigilacja", to była raczej "wyrywkowa kontrola". ;-) Cyknąłem rok temu w ramach ciekawostek podczas spotkania na temat rowerowego wzoru z Sewilli.</offtopic>
Przy porządnym stojaku rowerowym przed urzędem po sąsiedzku.
Sprawdź jeszcze raz :) bo na przebitej dętce można przejechać spokojnie kilka kilometrów bez żadnych oznak (zanim dziura zdąży się powiększyć na jakimś wyboju). To jest wkurzające, bo się później poszukuje "dowcipnisiów" cięgle wypuszczających powietrze. Nie pamiętasz jakichś szkieł po drodze?
Przebiłam dzień wcześniej, załatałam, wróciłam kilkanaście km do domu i rower odstał całą noc w piwnicy. Rano przejechałam kilka, postał te 8-9h i powietrze zniknęło. Zrobiłam sobie spacer na stację (chociaż dostałam podręczną pompkę w prezencie, to zajmuje miejsce w piwnicy zamiast przy rowerze:/), napompowałam i wróciłam do domu. Zaraz pójdę schować rower pod dach, ale chyba ktoś mi po prostu spuścił powietrze, a nie przebił.
Dokładnie. Kiedyś trzymałem rower w hurtowni na magazynie. Też po 8h pracy wróciłem i rower stał na flaku. Opieprzyłem wszystkich za czerstwy dowcip i (co dziwne) nikt się nie przyznał, a wszyscy pukali się w czoło... po czym się okazało, że w dętce jeszcze tkwi drut, który pamiętałem, że omijałem dobre kilka kilometrów od roboty. I musiałem towarzystwo przepraszać piwem ;)
Od tej pory jestem ostrożny z oskarżaniem ludzi o spuszczanie powietrza, czy przebijanie opon.
Zaczęłam oskarżać trochę pochopnie, bo od jesieni do połowy zimy racjonalizowałam sobie kilka razy flak w kole, gdy trzymałam rower na klatce w bloku absztyfikanta. Jak mi w końcu tajemnicza ręka przebiła obie dętki na raz, to zrozumiałam aluzję. Następną osobę, która miała ten sam problem poinformowałam po jej pierwszym razie (ze dwa dni po pojawieniu się roweru) i w ten sposób tajemnicza ręka osiągnęła swój sukces (ja parkuję przed blokiem, a ten chłopak znosi rower do piwnicy).
A takiego czegoś chyba bym nie podarował. Bym wypatrzył, który to sąsiad taki żartowniś - u kumpla kiedyś podobny "nauczyciel" okazał się być taksówkarzem i już sama sugestia, że ma ładne auto i służy mu do pracy, więc musi być zawsze sprawne, zadziałała odpowiednio.