Ten niewinny wyjazd poza stolicę oznaczał próbę dojechania do wspomnianej przez Petro, jeszcze na pl. Zamkowym, ul. Werbeny przez Aleksandrów i Falenicę. Wcześniej Czajnik (?) zasugerował, byśmy w pewnym momencie pojechali sobie koło Kanałku Wawerskiego, jednak w wyniku wzajemnego niedogadania się dojechaliśmy do Starej Miłosnej droga tak "uwielbianą" przez Woydzia. ;-) To teren oblatany przez NMK co najmniej dwukrotnie już tego roku, możliwości powrotnych nie za wiele, a na pewno nie chciałem pchać się trasami niedawno co przerabianymi, a więc przez Sulejówek, Wolę Grzybowską i Rembertów, czy prosto przez B. Czecha. Pozostał więc spontan do Wiązownej z nadzieją, że uda się odnaleźć skręt. Wyszła Wiązowna + Józefów bonusowo. Ważne, że wróciliśmy.
Litości, nie zachowujcie się jak obrońcy krzyża, którym nie wiadomo co się stało z powodu pokonania kilku km. poza stolicą. Padł ktoś trupem? Nie, chociaż owszem; naczelna zasada jazdy TYLKO w granicach W-wy została złamana, jednak to niepierwszy raz, gdy coś takiego zdarza się. Tak dla porównania: ze 2-3 wiosny temu Skeler na oficjalnej poprowadził ludzi do NDMu; z tego, co mi wiadomo, wszyscy żyją do dziś. Tak więc radzę nast. brać jednak poprawkę, że coś takiego MOŻE, choć NIE MUSI zdarzyć się.
Tempo - tak, chwilami za szybkie. Trzeba było chwilami gonić czoło i zwalniać, gdy co wolniejsi w tyle zostawali. Ze swojej strony przepraszam, jeśli chwilami było za szybko, ale za to znów nie zawsze ja byłem na przodzie.